- Nie chciałabyś mieć jakiejś lepszej pracy ? - zapytał mnie Franck
Zawsze po treningu przyjeżdżał do mojej kawiarenki i zamawiał ciastko . Chyba ciągle miał nadzieję , że zmienię zdanie i odpowiem na jego zaloty , ale niestety jedynym szczęśliwcem mógł być owy brunet z Londynu. Postanowiłam nie sprawdzać w internecie jego nazwiska, żeby poznać go w stu procentach osobiście.
- Moja obecna mi nie przeszkadza ani trochę.
- Ale mogłabyś mieć coś lepszego.
- Tylko po co mi "coś lepszego" skoro to mi się podoba ?
- Tak tylko sugeruję.
Następnie zjadł swoje ciastko i jak zawsze obiecał odebrać mnie tuż po zakończeniu zmiany. Nigdy jeszcze nie złamał tej obietnicy, inaczej musiałabym jechać do domu taksówką.
Tego dnia podjechał swoim czarnym mercedesem, którego używał tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Niespodzianka ! - krzyknął , gdy weszłam do samochodu. Miał na sobie czarny garnitur i wyjściowe buty. - Syn mojego znajomego ma dzisiaj premierę jakiejś tam sztuki teatralnej i zostałem zaproszony. Uznałem, że nikt nie będzie miał nic przeciwko, jeśli ciebie też zabiorę. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko...
- Nie mogłeś mi powiedzieć ? Jak ja wyglądam ...
- Ślicznie jak zawsze, tylko nie wiem czy w tych dżinsach cię wpuszczą...
- Piękne dzięki, teraz to już całkiem nie wiem w co się mam ubrać...
- Cóż... O tym tez pomyślałem i zamówiłem specjalnie dla ciebie sukienkę.
- Ty zamówiłeś sukienkę..?
- Siostra wybrała. - puścił mi oczko - Więc jak, jedziemy do mnie ?
- Chyba nie mam wyboru.
Podjechaliśmy pod jego dom i na szczęście okazało się, że mamy jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia spektaklu. Franck zaprowadził mnie do jednej z gościnnych sypialni i wyciągnął moją suknię. Mało nie padłam z wrażenia gdy ją zobaczyłam. Nawet nie chciałam się zastanawiać ile musiał na nią wydać, bo wtedy bym jej niemal na pewno nie przyjęła.
Spokojnie się przebrałam i umalowałam (na szczęście zawsze noszę przy sobie kosmetyczkę). Rozczesałam kołtuny we włosach i zeszłam na dół do Francuza. Okazało się, że wszystko zajęło mi niecałe 50 minut. Przed wyjściem otrzymałam jeszcze buty.
- Lepiej mnie dobrze trzymaj. - powiedziałam mu, kiedy po raz pierwszy stanęłam w tych nowych szpilkach
- O co ci chodzi ?
- Mój chrzestny nie podaruje ci jeśli się zabiję. - zaśmiałam się
- A kim jest twój chrzestny ?
- Serio nie wiesz ? - zdziwił mnie tym pytaniem, ale w jego wyrazie twarzy dostrzegłam , że nie żartuje - Sergio Ramos...
- To ty jesteś tą dziewczyną Jese, o której zapomniał ?
- Nie musisz mi przypominać ...
- Przepraszam, nie chciałem... Choć już lepiej , bo się spóźnimy.
Na miejsce dotarliśmy 5 minut przed rozpoczęciem, więc przed wyjściem z samochodu jeszcze raz powtórzyłam Franckowi, żeby nie pozwolił mi upaść. Obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy, by do tego nie dopuścić.
Na widowni zajęliśmy wyznaczone miejsca w rzędzie siódmym. Zdziwiłam się, kiedy Ribery witał się z facetem siedzącym obok mnie, ale gdy po chwili okazało się, że to jest Thomas Muller, a kobieta przy jego boku to jego małżonka, uznałam siebie za kompletną idiotkę.
Spektakl przedstawiał komedię, więc nie obyło się bez mojego idiotycznego śmiechu. Rozbawiłam nim Francka, Thomasa, jego żonę Lisę, kogoś obok Francuza i kilka osób siedzących za nami. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam Francka kiedy znaleźliśmy się w holu teatru
- Oczywiście, że tak, ale najpierw musimy coś zrobić...
- Powiesz mi co ?
- Potem. - puścił mi oczko
W tym momencie obok nas przechodził Thomas. Wyraźnie słyszałam jak się śmiał. Czyżby on wiedział co planuje Ribery..? Możliwe, ale skoro się śmiał to nie może to być nic złego. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Kiedy wyszliśmy z teatru, zauważyłam, że zaczęło padać, więc wyciągnęłam parasol z mojej torebki. Podałam go Franckowi i złapałam go pod rękę. Podążyliśmy w stronę jego samochodu.
Podjechaliśmy pod jedną z tych drogich restauracji.
- Szkoda byłoby psuć taki piękny wieczór zwykłą domową kolacją, nieprawdaż? - zapytał i uśmiechnął się tak oszałamiająco, że zatkało mi dech w piersiach. Na szczęście Francuz nie mógł tego zobaczyć, bo już wyszedł z samochodu, by po chwili otworzyć drzwi z mojej strony. - Mam nadzieję, że nie jesteś zła...
Był trochę niepewny, ale nie mogłam się temu dziwić. W końcu sama mu powiedziałam kilka dni wcześniej, że możemy być tylko przyjaciółmi.
- Nie. Ani trochę. - ja również się uśmiechnęłam, ale byłam niemal pewna, że nie zrobiło to na nim takiego wrażenia jak jego uśmiech na mnie.
Okazało się, że zrobił wcześniej rezerwację. Otrzymaliśmy stolik dla dwojga w jakimś zacisznym kącie, gdzie prawie nikogo nie było. Z całej zastawy mój wzrok przyciągnęły dwie czerwone świece.
Zamówiłam jakieś nadziewane muszle makaronowe. Nazwa potrawy nic mi nie mówiła, ale brzmiała jakoś najlepiej ze wszystkich. Franck zamówił też coś dla siebie i wino. Jedliśmy w ciszy. Przez chwilę zastanawiałam się czy Muller wiedział o kolacji czy też nie, ale uznałam, że to i tak nie ma większego znaczenia. Okazało się, że mój niemiecki nie jest na tyle dobry, by wyłapać, że Francuz zamówił również deser.
- Myślałam, że wy nie możecie jeść tyle słodkich rzeczy.
- To nie jest tak niezdrowe jak ci się wydaje...
Spożywając deser nie milczeliśmy jak wcześniej. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach; o teatrze, o klubie, o moim życiu w Hiszpanii. Dopiero kiedy piłkarz oświadczył, że musimy już iść, uświadomiłam sobie, że wypiłam całkiem dużo. Wstałam z krzesła i świat mi zawirował. Francuz najwyraźniej zobaczył, że coś jest nie tak, bo zaraz objął mnie w pasie. Zostawił pieniądze na stole i wyszliśmy. Deszcz już nie padał, ale zrobiło się nieprzyjemnie chłodno. Zaraz po wejściu do samochodu włączyłam ogrzewanie.
Droga do mojego hotelu zajęła nam bardzo dużo czasu, choć wiedziałam, że nie było to aż tak daleko. Ciągle rozmawialiśmy, ale tematy nie miały końca. Nawet nie zwróciłam uwagi, że staliśmy już pod budynkiem. Przesiedzieliśmy jeszcze dobre pół godziny.
W pewnym momencie Franck zamilkł. Było słychać tylko ciche dźwięki radia, które wcześniej służyły nam jako tło. Zaczął się powoli do mnie przybliżać. Gdy był już stosunkowo blisko, trzeźwa część mojego umysłu zrozumiała o co mu chodzi.
Nie chciałam go ranić, ale sam się o to prosił. Powiedziałam mu już raz, że miedzy nami nic nie będzie. Jeśli tego nie potrafi zrozumieć i uszanować to już nie była moja wina.
- Nie. Franck, nie. - powiedziałam, gdy nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów
- Dlaczego ? - zapytał nie odsuwając się
- Już raz ci to tłumaczyłam i proszę cię, uszanuj to.
- A ja cię proszę, żebyś dała mi szansę.
- Franck, ja naprawdę nie chcę cię ranić...
- Więc nie rób tego.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Wiedziałam, że nic więcej do niego nie czuję, ale też nie chciałam go ranić, co robiłam odrzucając go.
- Proszę. - powiedział jeszcze bardziej przybliżając swoją twarz do mojej
- Franck... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale w tym momencie nasze usta się zetknęły.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Natalia wróciła. :D
Po 1 : Chcę was przeprosić, że tak długo nic nie pisałam, ale praktycznie cały lipiec mnie nie było w domu, a w czerwcu jeszcze tego nie skończyłam...
Po 2 : Obiecuję przeczytać wszystko , ale dajcie mi trochę czasu, bo zaległości się zrobiły dosyć duże...
;)